poniedziałek, 2 maja 2011

Sukinsyn.

Wcale mnie nie wykorzystał, prawda?


Prolog.


Nie pamiętam istotnych faktów, nie pamiętam dialogów. We mnie pozostała jednak pustka, pustka w sercu, która powoli zarasta. Tego lata minie rok od końca naszej znajomości. Zostawił nie małe ślady w mojej psychice. Wpisał się do mojego życiorysu wielkim B. Nie walczę już z tym, by się go wyzbyć poddałam się. Jedynie zacieram wspomnienia.


***


Pewnego wiosennego dnia obudziłam się z nadzieją, że moje marzenie się spełni. Mój bliski znajomy przedstawił nas sobie niedawno, dzisiaj mieliśmy się spotkać. Znaczy, na prawdę było inaczej. Miałam stuprocentową pewność, że będzie tamtego dnia na boisku, więc miałam zamiar tam pójść i go spotkać, proste. Ubrałam się pośpiesznie i zeszłam do kuchni. Była sobota, mama jeszcze spała, więc śniadanie musiałam zrobić sobie sama. Po jego zjedzeniu natychmiast dopadłam drzwi wyjściowych. Założyłam buty i wyszłam z domu. Na boisku było już parę osób. Wypatrywałam go, nie byłam w stanie go zobaczyć. Nie zraziłam się tym, wiedziałam, że w końcu przyjdzie. Weszłam na boisku, usiadłam na ławce i patrzyłam, jak chłopaki grają w piłkę. Zapraszali mnie do gry, lecz odmawiałam. Chciałam wyglądać naturalnie, gdy on przyjdzie na boisko. Czekałam dość długo, w między czasie jednak zdecydowałam się pograć z chłopakami. Musiałam jakoś odstresować się. Tamten tydzień w szkole był ciężki, o ile dobrze pamiętam. W kilkunastej minucie meczu strzeliłam gola, cieszyłam się razem z drużyną. Gdy spojrzałam w stronę bramy, zauważyłam jego.


***


Od tamtego czasu nasza znajomość się zaczęła. Spotykaliśmy się kilka razy w tygodniu. Rozmawialiśmy na gg, skype. Graliśmy razem w Counter Strike, którego teraz pewnie już porzucił. Powoli to przeradzało się w coś więcej.


***


Pewnego poniedziałku, tak, dokładnie pamiętam, że był to poniedziałek, poprosił mnie o spacer. Było dość późno, lecz mama o dziwo zgodziła się na moje wyjście. W końcu już blisko wakacje, coraz mniej nauki. Tak to sobie tłumaczyłam. Było jeszcze widno, gdy przechadzaliśmy się po długiej, polnej drodze. Rozmawialiśmy, wygupialiśmy się jak dzieci, kopaliśmy kamyki niczym przedszkolaki, cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Przez całą drogę zachowywaliśmy się jak para przyjaciół, od tamtej pory nasza przyjaźń się zaczęła. Czułam, że mogę powiedzieć mu wszystko. Odprowadził mnie do domu, wtedy dostałam od niego pierwszego buziaka, w policzek, było magicznie. Stał się najważniejszą osobą w moim życiu.


***


Nasze spotkania stały się rutyną. Nadeszły wakacje. Wtedy paliłam papierosy, piłam alkohol, nie przeszkadzało mu to zbytnio, a przynajmniej tak uważałam. Pewnego dnia powiedział, że się krzywdzę, że to głupie w takim wieku. Przekonał mnie, on nie palił, więc też przestałam, dla niego. Piwo - jedyne, po co sięgałam w tamtym czasie. Gdy spotykaliśmy się w trójkę - ja, on i wspólny przyjaciel, który nas ze sobą poznał, był ze mnie dumny, gdy rezygnowałam z papierosów, jakie proponował mi nasz przyaciel. Nazywał mnie dzielną. Schlebiało mi to, cały ten czas chodziłam z uśmiechem na twarzy. Nasze spacery wyglądały bajecznie. Cały dzień w szkole byłam radosna, bo wiedziałam, że wieczorem będzie czekał na mnie on, dokładnie w tym samym miejscu.


***


Po każdym wypadzie na boisko, odprowadzał mnie do domu. Pomógł mi nawet, gdy straszyły mnie jakieś dziewczyny. Powoli się w nim zakochiwałam, choć nie byłam tego w pełni świadoma. Był zawsze, pomagał zawsze, odpisywał zawsze, to było wspaniałe. Pewnego letniego już dnia, gdy odprowadzał mnie do domu, chciał odejść bez buziaka. Czułam, że to zaplanował. Zapytałam z wyrzutem, czemu go nie otrzymałam. Spytał, czy chcę. Potwierdziłam. Podszedł do mnie. Spojrzał mi w oczy jak zwykł to robić w ciągu naszych spacerów, musnął dłonią po moim policzku, nasze wargi zetknęły się. Trwaliśmy tak przez dłuższą chwilę, po czym spuściłam głowę. Uśmiechnął się do mnie, pożegnał i odszedł.


***


Od tamtej pory spacery wyglądały inaczej. Trzymaliśmy się za ręce, traktowaliśmy wszystko raczej poważniej. Pocałunki towarzyszyły każdemu spotkaniu. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy przez cały ten czas, dzięki niemu. Całe życie marzyłam o kimś takim. O kimś, z kim będę mogła trwać zawsze. Zachowywaliśmy się jak para, był jedyną taką osobą, na temat której plotki w zupełności mnie nie obchodziły. Nie raziła mnie opinia innych na nasz temat. Wciąż powtarzali, że 4 lata różnicy to zbyt dużo, nie zważałam na to. Kochałam go, chciałam by to odwzajemniał, tak mi się wydawało.


***


Głównym motywem naszych spacerów był zachód słońca, któremu razem się przyglądaliśmy. Po tym wszystkim jeszcze kilka miesięcy go unikałam, płakałam na widok zachodu, niedorzeczne.


***


W trakcie całej tej pieprzonej miłości miałam przyjaciela, który obecnie nadal jest moim przyjacielem. To, co od niego wtedy usłyszałam również nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia. Powiedział, że wszyscy wiedzą, że On, mój ideał nad ideałami, chce mnie wykorzystać. Mówił, że on sam przyznał, że chcę Cię uwieść i zostawić, bo nie jesteś jedyną. "Stwierdził, że jestes bezsensowna, ale dobrze się z Tobą spędza czas, jak nie ma kogo innego pod ręką". Te wszystkie słowa normalnie by mnie zabolaly. Olałam i je, i mojego przyjaciela. Wystarczyło, że On się wszystkiego wyparł, to mi w zupełności wystarczało.


***


Zaczęły się schodki. Miałam doła w domu, rzadziej się spotykaliśmy, podłapałam żyletkę. To była najbardziej nierozsądna decyzja mojego życia. Kurwa, pieprzona idiotka ze mnie.


***


" I znów te przybarwione krwią ślady "


***


Letniego wieczoru pisaliśmy na gg, zaczęło się, że jestem niegrzeczna, bo sięgnęłam po papierosa. Oczywiście w żartach. Powiedział, żebym go nie denerwowała, bo mnie złapie i nie puści. " W takim razie, chcę Cię zdenerwować ". Stwierdził, że mi się nie uda. Napisałam mu to zdanie, które zawarłam wyżej. " I znów te przybarwione krwią ślady ".


***


Cisza.


***


Pisałam, dzwoniłam, nie odpisywał. Jedyne słowa, które najprawdopodobniej kierował do mnie, były zawarte w jego opisie. " Nie, nie odezwę się. To już koniec. "


***


Płakałam tygodniami, przyjaciółka mówiła, że jest skurwysynem. Cholernie go kochałam, nie chciałam, żeby to tak się potoczyło. Pisałam, że to bzdura, że żartowałam, żeby wrócił. Ta strata była nie do zniesienia. Żyletka zadziałała jeszcze raz, ostatni raz.


***


Pewnego dnia zaczepił mnie jego cioteczny brat. Wyjaśnił mi wszystko. Okazało się, że to, co mówił mój przyjaciel było prawdą. Chciał mnie wykorzystać. " Powiedział, że jesteś idiotką, że miał dosyć Ciebie, bo odpierdalałaś jakies komedie, z tyi śladami. Psychopatka ". Odwróciłam się, miałam blisko do domu, biegłam. Nie chciałam myśleć, żałowałam kurwa, że nie da się wyłączyć myślenia.


***


Zdałam sobie sprawę, że nigdy nie powiedziałam, że Go kocham. Teraz jestem kurwa z tego dumna !


***


Epilog


Od roku nie mamy ze sobą kontaktu. Tamtego wieczoru, gdy wygłupiłam się pisząc te słowa, nasz kontakt się urwał. Było wiele dni, które były wyjątkowe, dzięki niemu. Mam wiele zdjęć, na których jest on. Tylko jedno, na którym jesteśmy razem. Nie usunę ich. Skoro postanowilam się poddać, nie wymazywać tego z pamięci, to mogę przecież patrzeć na te zdjęcia, pamiętać. Jedyne co wiem, to to, że chodzi do szkoły oddalonej od mojej o 6 km i ma dziewczynę. Od roku nie widziałam go ani razu. Chciałabym go zobaczyć, porozmawiać. Trudno, że bolałby. Przecież przyzwyczaiłam się do bólu.


Z podpisem, autorka. Przedstawiona powyżej sytuacja nie jest wymyślona, a ten sukinys żyje i ma się dobrze ze swoją dziewczyną.

czwartek, 17 marca 2011

Mój wymarzony kraj

Obudziłam się w środku nocy, takie miałam wrażenie. Była jednak wczesna godzina, słońce ogrzewało moją skórę. Nie miałam ochoty wstawać, ale praca czekała. Usiadłam na łóżku rozglądając się wokół. Wszystko jakby się zmieniło. Kot patrzył na mnie innym wzrokiem, opiekuńczym, ciepłym. Słońce świeciło inaczej, jak gdyby wymieniona żarówka, świeciło nowym blaskiem. Poszarzałe ściany rozjaśniły się nieco. Czyżby to wszystko się odmieniło, czy zmienił się tylko mój pogląd na świat?
W kuchni było przyjemnie. Dzieciaki brata biegały to kłócąc się, to śmiejąc. Sam brat pewnie już był w pracy, lecz mogłam się założyć o wszystko, że jego żona była właśnie w łazience. Nie była sympatyczna i miła, nawet nie wiem, dlaczego mój brat ją wybrał, więc postanowiłam wyczekać jej wyjścia. Gdy już wyszła, słuchałam jej z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami.
- Kochana, jaki dzisiaj wspaniały dzień, nie sądzisz? Wszystko kwitnie, upajam się radością tej chwili - mówiła z uśmiechem poganiając dzieci do pokojów spokojnym ruchem ręki.
Odpowiedziałam jej uśmiechem i weszłam szybko do łazienki, zamykając się.
W lustrze widziałam zupełnie inną osobę. Niby młodsza, radosna. Oczy jaśniały żywym blaskiem, zmieniłam się. Uświadomiłam sobie, że chciałabym, by tak było zawsze. Nagle zadzwonił telefon w kieszeni spodni od piżamy. Nie wierzyłam własnym oczom.
- Halo, to ty ? - pytał głos w słuchawce.
- Tak, ja - odpowiedziałam zdziwiona tym, że osoba, która nie tolerowała nigdy mojej obecności na tym świecie, która przeszkadzała mi w robieniu kariery, i której nie miałam zamiaru nigdy wybaczać, właśnie odezwała się do mnie tak miłym głosem.
- Wiem, że te wszystkie nasze konflikty wywołane przeważnie głównie z mojej winy były niezbyt miłe, a może nawet gorzej, ale postanowiłam dzisiaj zakończyć wszystkie spory, bo świat się zmienia. A poza tym, dzisiaj są twoje imieniny, więc wszystkiego najlepszego. Tylko to chciałam Ci powiedzieć, nie oczekuję wybaczenia, ale przepraszam za wszystko - oznajmiła jednym tchem bardzo sympatycznym tonem.
- Wybaczam, do zobaczenia - odpowiedziałam i zakończyłam rozmowę. Sama nie wierzyłam w to, co właśnie powiedziałam.
Gdy jechałam samochodem do pracy, postanowiłam zaobserwować ludzi z zewnątrz. Byłam ciekawa, czy tylko w zakresie mojej osoby, czy też w innym otoczeniu zaszły jakieś pozytywne zmiany. Okazało się, że jednak nie tylko ja doświadczyłam dzisiaj przyjemności, a było to wymalowane na każdej twarzy, którą mijałam, na twarzy każdej osoby, która skinęła mi chociaż głową. Przypomniała mi się szara codzienność, o której zapomniałam tego dnia. Ludzie wtedy działali sami, indywidualnie. Młodzież popychała starszych ludzi na chodnikach, starsi ludzie wykrzykiwali obelgi na sąsiadów, którzy przypadkiem zabrudzili im podjazd. Teraz wszystko było inaczej, bardzo dużo się zmieniło.
Budynek rządu, w którym pracowałam, wyglądał o wiele lepiej niż zwykle. Ściany jakby   świeżo malowane, od okien odbijał się cudownie blask słońca. Od razu przy wejściu zostałam zatrzymana przez koleżankę z pracy, wiecznie ponurą, zaniedbaną. Taką, jaką ją właśnie wtedy zobaczyłam, nigdy bym nie poznała, gdyby nie tabliczka na jej koszuli z imieniem i nazwiskiem.
- To cudowne, tak działać na świat. Dzień dobry - uśmiechnęła się mówiąc. - Polska, do dziś tak mało uczestniczący w kontaktach międzynarodowych Unii Europejskiej kraj, od dzisiaj zrobiła wielki krok. Zjednoczenie, to najlepsze, co można osiągnąć w tych czasach. Jakie to cudowne - ciągneła, po czym zrobiła odruch, który pokazywał, jakby właśnie jej się coś przypomniało. - A, nasz przedstawiciel od spraw UE wołał Cię do siebie. Chce z tobą porozmawiać. Mówię Ci, czuję, że to będzie pierwszy z najwspanialszych dni do końca naszego życia - oznajmiła i odwróciła się, podążając do swojego gabinetu. Nie mogłam w to uwierzyć, ale cicho pogwizdywała.
Na drugim piętrze panował radosny gwar. Pracowników rządu tak zaskoczyła i ucieszyła wieść o tym całym "zjednoczeniu", że nie mogli powstrzymać się od uśmiechów od ucha do ucha i opowiadania sobie o planach związanych z tym, co ma sie wydarzyć w tych szczęśliwych dniach. Minęłam około dziesięciu przedstawicieli innych państw, którzy przybyli w celu informacji o projekcie, nim dotarłam do biura naszego przedstawiciela od spraw Unii Europejskiej. Po wejściu do gabinetu spięłam się, by wyglądać na zdyscyplinowaną i opanowaną, co bardzo trudno było utrzymać w tym dniu. Okazało się potem jednak, że nie musiałam się wysilać.
- Witaj, cóż to za dzień, czyż nie? Chciałem Cię widzieć, tak. Musimy omówić pewne sprawy, ale na początek wtajemnicze Cię wstępnie w projekt, bo zakładam, że wiesz tylko pośrednio, na czym to ma polegać. A więc to najlepszy postęp, jak kiedykolwiek uczyniła Polska. Nie uwierzysz, ale nasze państwo było zdolne do tego, by zjednoczyć, uwaga, WSZYSTKIE państwa Europy. Jutro w Luksemburgu ma się odbyć spotkanie przedstawicieli z krajów Europy. Wstępnie każde państwo, ktore jeszcze nie wstąpiło do Unii Europejskiej, ma obowiązek, a nawet powiem Ci, że chęć do niej wstąpić. Potem ma ruszyć stowarzyszenie międzynarodowe ustanawiania nowych praw, prostych, zrozumiałych dla każdego, tych samych w każdym państwie. Następnie mają ruszyć zasiewy lasów w każdym państwie. Kraje, których nie stać na obsianie drzewami aż tak wielu miejsc w państwie, dostaną pieniądze od innych, którym ich nie brakuje. To wszystko jest możliwe, ale sam jeszcze nie wierzę, że nawet Rosja zaakceptowała ten projekt. Jesteśmy na szczycie - powiedział zachwycony.
Stałam i wpatrywałam się w niego z błyskiem w oczach, aż po policzku spłynęła mi łza szczęścia. Odwróciłam się, by wyjść z gabinetu. Przedstawiciel nie miał potem pretensji o to niedyscyplinarne zachowanie. Podążyłam do swojego gabinetu. Uchyliłam okno i osunęłam się na fotel. Przez okno widziałam transparenty ogłaszające małe akcje, takie jak " Sprzątanie świata już teraz, po co czekać ", lub " Pomagajmy sobie na wzajem ". Do głowy przyszły mi pewne słowa, które koniecznie musiałam zapamiętać. Otworzyłam swój dziennik biorąc do ręki biurowy długopis i zapisałam na całej stronie słowa " Dzisiaj wszystko się zmienia, moja ojczyzna zmieniła się w mój wymarzony kraj ".



wtorek, 15 lutego 2011

Juz po!

Już po!


Siedziała na podłodze przy oknie ze szklanką kawy w dłoni. Nie myślała o danej chwili. Myślała o poprzednim dniu. Zawsze czekała na ten dzień, co roku. W tym roku przypomniała sobie o nim dopiero dzień przed, co było skandaliczne wręcz. Starała się nie myśleć, dlaczego wybrała nienawiść, dlaczego wczoraj nie wybrała miłości. Znienawidzony przez nią dzień św. Walentego już nigdy nie będzie taki, jak wcześniej. Już nigdy nie będzie miał takiego uroku i takiej magii, jaką odczuwała zawsze, gdy tylko została obsypywana czerwonymi kartkami w kształcie serduszek ze wspaniałymi wierszykami w środku, od równie wspaniałych osób. Tegoroczne święto miała spędzić sama, przed komputerem. Nie chciała tego zmieniać. Czy mniej bolałoby, gdyby usiadła przed telewizorem z nutellą w ręku i tanim romansidłem przed oczami? Pewnie nie. Choć na początku dnia nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. 

- Ej, wstawaj, już siódma! - usłyszała ledwo dochodzący do jej umysłu krzyk. - Spóźnisz się do szkoły!
Tak, nowy tydzień się rozpoczyna. Obróciła się na drugi bok zakrywając twarz poduszką.
- O, tak to my się nie bawimy! Wstawaj - krzyknął jeszcze głośniej jej brat. - Mamooooo, Kama nie chce wstać!
Zrezygnowała odsłoniła twarz, by wytknąć bratu język, po czym usiadła na łóżku głęboko wzdychając. Ile by dała, by móc sobie jeszcze pospać, a jej brat jest lepszy, niż nawet budzik.
- Już wstaję ! - krzyknęła, po czym zrezygnowana postanowiła wstać.
Ubrała się, umyła i w pełni przygotowała w niecałe pół godziny, co jak na nią było dość długą wizytą w toalecie. Gdy już była gotowa poszła do kuchni, by zrobić sobie kanapkę do szkoły.
- Jest tu coś dla Ciebie. O tam, na blacie - mama powiedziała, gdy tylko zobaczyła córkę. - Pewnie Ci się spodoba.
Popatrzyłam na nią zdziwiona, po czym skierowałam się we wskazanym przez mamę kierunku. Na blacie stała torebka, taka specjalna, na specjalne okazje, czerwona, a jej wnętrze nadal pozostawało dla niej tajemnicą, którą postanowiła za chwilę odkryć. W torebce znajdowała się poduszka w kształcie serca, czekolada oraz mały liścik.
- Jeszcze to, o tam - wyparowała nagle mama, gdy Kamila próbowała otworzyć kopertę. - Jest cudowna.
Kama skierowała wzrok w wazon, który stał na stole. Piękna róża, jaka była w nim umieszczona, najwyraźniej miała być tą "cudowną" rzeczą, o której powiedziała mama. Dziwne, że Kamy wcale, ale to w ogóle to nie zachwycało.

Wróciła ze szkoły o 13, dzisiaj wyjątkowo wcześnie. Nie miała ochoty tam dłużej zostawać przede wszystkim ze względu na to, że co chwila dostawała prezenty nie wiadomo od kogo. Niby banalne, ale jednak miały sprawiać przyjemność. Szkoda, że ona była inna. Rzuciła je wszystkie na stół, rozebrała się i udała do swojego pokoju. Chwilę myślała, czy to wszystko ma sens, ten cały dzień, niby bez sensu. Włączyła komputer, rzuciła plecak w kąt i postanowiła do wieczora nie zajmować się niczym innym, niż swoją ulubioną grą. Potrafiła grać w nią kilka godzin bez przerwy, a wszystko inne było dla niej niczym urojone fantazje. Upływała druga godzina gry, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. 

Za chwilę była już przy drzwiach zastanawiając się, kto to może być, bo na pewno nie rodzice, którzy zwykle do późna są w pracy i na pewno nie ciocia z bratem z przedszkola, ponieważ on wraca dopiero - spojrzała na zegarek - za godzinę.
- Hejka, hejka, jak tam u Ciebie! Postanowiłyśmy wpaść z wizytą. Wyszłaś dziś tak szybko ze szkoły, a jest przecież wspaniały dzień. Opowiadaj, jak tam twoi adoratorzy, pewnie dużo ich się nazbierało dzisiaj! - wykrzyczały razem, niemal piskiem trzy jej przyjaciółki, które, jak powiedziały, postanowiły złożyć jej wizytę. Nie zdziwiło jej nic. Były ubrane na czerwono, czego można było się po nich spodziewać i bez pytania od razu przekroczyły próg jej domu, co również nie odchodziło od normy. Zamknęła za nimi drzwi, po czym odwróciła się do przyjaciółek z wyrazem wyrzutu na twarzy.
- Wiedziałam, że to wasza sprawka. Wiecie, że niezbyt czekałam na ten dzień i nie mam zamiaru go obchodzić, a tak w ogóle to nie ma z kim. Nie musiałyście umilać mi tego dnia banalnymi prezencikami. Od razu wiedziałam, że to od was, poznałam po tym liście - ciągnęła. - Nie znam nikogo, kto napisałby tak wspaniale list, jak kobieta, która wie, co chce usłyszeć inna. Trochę mi tylko przykro, że to wszystko przede mną ukrywacie, bo nieco bardziej ucieszyłabym się, gdybyście właśnie z tymi prezentami wtargnęłyście mi teraz do domu, niż przekazywały je anonimowo.
Trudno wyobrazić sobie minę oskarżycielki, która stała właśnie przed dziewczynami śmiejącymi się w głos. Tego już było za wiele.
- Teraz wam do śmiechu, co? Od zawsze wiedziałam ... - zabrakło jej słów. - Z resztą, nie ważne.
Trzy dziewczyny pośmiały się jeszcze przez chwilę, a gdy się uspokoiły, jedna przemówiła.
- Widzę, że jakiegoś tam adoratora jednak masz, a może nawet i kilku - stwierdziła, wskazując stos małych prezencików rozrzuconych na stole. - Bardzo mnie to cieszy, ze w końcu ktoś docenił tak fantastyczną dziewczynę, ale muszę Cię chyba rozczarować, bo my nie przesłałyśmy Ci żadnej z tych rzeczy, a co dopiero o jakimś liście mowa.
Kamila otworzyła szeroko oczy nie wierząc własnym uszom. Od początku myślała, nawet zanim otrzymała poduszkę, czekoladę, liścik i różę, że jej przyjaciółki będą chciały sprawić jej przyjemność, dlatego od początku nie była zaskoczona. Była nawet tego pewna.
- Więc kto to może być, co ? - zapytała dziewczyny, które teraz rozsiadły się na kanapie i fotelach. - Przecież na pewno nie jakiś chłopak, to bezdyskusyjnie niemożliwe.
- Nie tyle niemożliwe, co prawdziwe, skarbeńku - powiedziała Lila, jedna z przyjaciółek. - A nawet pewne.

Resztę dnia spędziła śmiejąc się z przyjaciółkami, lecz w końcu musiały pójść, a nie było to miłe pożegnanie, z resztą jak żadne. Szczerze, Kamila nie chciała się z nimi rozstawać, tak było jej dobrze. No ale cóż, w końcu pożegnały się i pół godziny później Kama usiadła na kanapie włączając telewizor. Nie leciało nic ciekawego, a ona przerzucała kanały melancholijnym ruchem palca. Zupełnie nie wiedziała co ze sobą zrobić. Gdy tak siedziała dobre dziesięć minut i już miała zamiar wstać i dograć do końca tego dnia, znów usłyszała dzwonek do drzwi. Bardzo się ucieszyła.
- O, to znów wy, tak się cie... - przerwała.
Nie wierzyła własnym oczom. Stał przed nią z różą w rękach, taką, jaka właśnie więdła w jej suchym wazonie w pokoju. Jego cudowny uśmiech zmienił się od czasu, gdy ostatnio go widziała. Stał się pełniejszy, taki, lepszy, po prostu cudowny. Wpatrywała się w niego tak dłuższą chwilę, gdy nagle ich spojrzenia się spotkały. Nie, spojrzenie się nie zmieniło. Nadal patrzył na nią tym wzrokiem, którym zwykł patrzyć wtedy. 3 lata temu, 14 luty, ich ostatnie spotkanie. Pamiętała je dobrze, choć wtedy nie wiedziała, że to było ich ostatnie spotkanie aż do tej pory, nie wiedziała, że będzie tak tęskniła.
- To ja. Te wszystkie prezenty, ta róża, ten list. Nigdy o Tobie nie zapomniałem, ale to mnie przerastało. Przyznaję się bez bicia, że zauroczyłem się wtedy w innej dziewczynie, ale to Ciebie kochałem zawsze, kochanie, uwierz, proszę i wybacz.
Wyrecytował to tak, jakby ściągnął tekst z wujka google i właśnie czytał go z jednego płatka róży. Nie macie pojęcia, jak to banalnie wyglądało.
- Idiota.
Zatrzasnęła mu drzwi przed nosem, po czym udała się do kuchni z zamiarem zaparzenia zajebistej kawy, jaką tylko ona potrafiła zrobić.




piątek, 11 lutego 2011

Zaledwie kilka sekund

      Zaledwie kilka sekund.

      Szła do księgarni po następną książkę, gdy właśnie wyszło słońce. Po dwóch tygodniach beznadziejnej pogody wreszcie mogła w pełni się nim nacieszyć. Zapomniała gdzie i w jakim celu szła znużona przez miasto i usiadła na ławce. Założyła okulary przeciwsłoneczne, które zawsze nosiła w torbie. Nie mogła napatrzeć się na miasto, wydawało się inne, jakby ożyło z wiecznego snu. Posiedziała tak jeszcze kilka minut, po czym wstała i ruszyła w zupełnie przeciwnym kierunku, niż ten, w który zmierzała. Nie mogła przestać patrzeć w niebo. Nie myślała nad tym, że wygląda to dziwnie, po prostu cieszyła się razem ze słońcem. Gdy podążała wzdłuż chodnika, nie zwracała uwagi na przechodzących obok niej przechodniów, gdy nagle... 
- Jak chodzisz ?!
Dziewczyna w skutek zderzenia upadła na chodnik, człowiek, który zadał jej pytanie, również. Nie starała się wstać, wręcz przeciwnie, wpatrywała się wciąż w niebo. Nadal nie wiedziała, z kim się zderzyła i szczerze, nie zbyt się nad tym w danym momencie zastanawiała. Czuła się, jak w jakiejś surrealistycznej bajce.
- Ekhem, już ok, wstawaj.
Uniosła głowę, by zobaczyć przed sobą silną, męską dłoń wyciągniętą w jej kierunku. Odzyskując trzeźwość umysłu zdołała zmienić wyraz twarzy na zupełnie normalny i trzymając poszkodowanego za rękę, zdołała się podnieść. 
-Ja... Ja bardzo przepraszam, nie zauważyłam... pana.
Wydawało się, że ani trochę nie był zmieszany. Odpowiadając trzymał wzrok utkwiony w jej piękne, szafirowe oczy.
- Nie, nic się nie stało. To moja wina, powinienem bardziej uważać. A tobie nic się nie stało? Dość mocno upadłaś na chodnik, z resztą, ja też i sam po sobie czuję.
Dziewczyna zatrzepotała rzęsami. Czy to był tylko sen, czy może uraziła się w głowę podczas upadku? 
      
      Rozmawiali tak dobre pięć minut, a on w końcu zaprosił ją na croissant'y do najbliższej cukierni. Z ochotą zgodziła się na tą propozycję, choć nadal nie mogła uwierzyć, że to wszystko dzieje się na prawdę.
- Jak to możliwe, że się nie znamy? To miasto nie jest duże, a ty nie wyglądasz na dużo młodszą ode mnie. - zapytał, gdy tylko zamówili dwa croissant'y i dwie lemoniady. 
- Chodzę do szkoły kilka kilometrów stąd, więc możliwe, że dlatego. Ja nigdy nie widziałam Cię w tym mieście, spędzam tu wszystkie weekendy, całe wakacje, a jednak jeszcze na siebie nie wpadliśmy. - odpowiedziała z zabójczo pięknym uśmiechem. - Może w końcu nadszedł czas.
Chłopak wyglądał na oczarowanego. Wpatrywał się w nią cały czas chłonąc jej każde słowo. Miała dziwne wrażenie, że w tej chwili dla niego liczy się tylko ona. 
- O, croissant'y już są. - odpowiedziała, wyrywając go z wszelkich możliwych fantazji, a on, jakby rozumiejąc , co chce powiedzieć, wstał i ruszył w stronę lady, by odebrać zamówienie. 

      Śmiali się i rozmawiali jedząc rogaliki i przepijając je lemoniadą, gdy w końcu naszedł czas pożegnania.
- Muszę już iść. Powiedziałam mamie, że idę tylko po nową książkę - powiedziała, przypominając sobie cel wędrówki przez miasto. - Na pewno już się martwi.
Chłopak najwidoczniej nie oczekiwał tak szybkiego rozstania, więc próbował za wszelką cenę zatrzymać dziewczynę.
- Zostań jeszcze trochę, przecież nic się nie stanie jak spóźnisz się kilka minut. A w końcu to kraj cywilizowany i istnieje coś takiego, jak telefon komórkowa - powiedział z uroczo szerokim uśmiechem.
- Tak, wiem, ale nie znasz moich rodziców. Denerwują się, gdy nie ma mnie w domu i w ogóle, ciężko to wytłumaczyć - próbowała grzecznie odmówić. W końcu było w tym trochę prawdy.
- No dobrze, ale pozwól, że Cię odprowadzę - oświadczył - proszę .
Zgodziła się, choć nie zupełnie miała na to czas i ochotę. Możliwe, że on okaże się tym `ogółem`, który zazwyczaj rani, a tego najmniej teraz oczekiwała. 

      Okazało się, że droga do domu była więcej niż miła, a on na prawdę zaczął jej się podobać. Wyciągnęła od niego numer gadu-gadu, śmiali się z każdego mieszkańca, który podejrzanie przypatrywał im się z firanki swojego domu, podziwiali przebiśniegi, które właśnie wychylały się na trawniku pobliskiego parku. Czas mijał im wspaniale, a że droga do domu nie była krótka, spędzili ze sobą dość dużo czasu. W końcu doszli do furtki jej domu. 
- No, to musimy się na dzisiaj pożegnać, cholera, taka szkoda. Świetnie mi się z tobą rozmawia - powiedział.
- Tak, mnie z tobą również. A wiesz, że z tego wszystkiego zapomniałam się przedstawić ? - zapytała z uśmiechem. - Nikola jestem. 
- Cóż za wspaniałe imię - zaśmiał się szczerze - Ja Mateusz, miło mi - przedstawił się, po czym uniósł jej dłoń i pocałował.
- Ja... muszę już iść, miło się rozmawiało, pa - Powiedziała z żalem w głosie, gdyż tak na prawdę nie miała ochoty się rozstawać.
- Do widzenia, piękna - ukłonił się, śmiejąc, po czym odwrócił się w stronę drogi i wkładając ręce do kieszeni ruszył w kierunku parku.
Dziewczyna patrzyła jeszcze, jak odchodzi, puki nie zniknął za najbliższym zakrętem. Wydawał się taki szczery, inny, niż ci, z którymi miała do czynienia. Już wtedy czuła, że zapowiadały się wspaniałe ferie. 

      Spotykali się prawie codziennie, rozmawiali codziennie przez gadu-gadu, przez telefon. Gdy rozchodzili się do domów, już umawiali się na następny dzień. Przychodził po nią, by pójść razem na pizze. Kilka razy byli nawet w kinie na tanich romansidłach, których chyba w ogóle nie pamiętali, zajęci sobą przez cały seans. Matka Nikoli twierdziła, że powraca do niej życie, że po ostatnim rozstaniu wreszcie odżyła. Nikola nie zwracała uwagi na nic innego, tylko na Mateusza. Smuciła się, gdy nie było go przy niej, cieszyła, gdy w końcu się zjawiał. Żyła dla niego, całkowicie się mu poświęciła. To był jej błąd. 

      Ferie niestety kończyły się nazajutrz, gdy ona wyczekiwała go na schodach. Miał zjawić się tuż po śniadaniu, a dużo się spóźniał. Nie traciła nadziei i czekała na niego wciąż powtarzając w duchu, że coś ważnego musiało go zatrzymać. Gdy mama zawołała ją na obiad, postanowiła zadzwonić do przyjaciółki, która właśnie dzisiaj rano wróciła z gór. Chciała opowiedzieć jej o wszystkim, co wydarzyło się w te ferie.
- Hej, Iza ?
- Tak, Nika, co tam ?
- Słuchaj, musisz do mnie wpaść po obiedzie, mam Ci tyle do opowiedzenia, normalnie nie uwierzysz. 
- O, bardzo dobrze się składa, bo chyba kogoś ze sobą zabiorę, muszę ci kogoś przedstawić, ale ta osoba nie wie, że jedziemy do Ciebie, więc może być trochę zdezorientowana. Haha.
- O boże, no nie wierzę. Ok, czekam na Ciebie, tylko nie wystaw mnie do wiatru, bo byłabyś nie pierwszą dzisiaj.
- Dobra, dobra, nie bój się. Na razie.
- No pa, psycholko.

      Od razu, gdy zjadła obiad, podbiegła do okna. Jeszcze ich nie było, a już się niecierpliwiła. Starała się zgadnąć, kogo jej przyjaciółka może do niej przyprowadzić, ale nie mogła, po prostu nic nie przychodziło jej na myśl. Nadal myślała o Mateuszu. Dlaczego nie przyszedł? W głowie rozpatrywała mnóstwo nierealnych wątpliwości, gdy nagle usłyszała skrzypienie furtki. Od razu podbiegła do drzwi, a otwierając je, o mało co nie spadła ze schodów. Stał tam, on, jej przyjaciółka również. Najpierw ucieszyła się, myślała, że w końcu mógł przyjść, a jej przyjaciółka przez przypadek na niego wpadła. Myślała tak, do czasu, gdy objął ją zmieszany w pasie, starając się nie patrzyć Nikoli w oczy. Świat przewrócił się do góry nogami, nie wiedziała, czy to wszystko dzieje się na prawdę, czy to już jej schiza. 
- No hej, chciałam Ci go przedstawić wcześniej, ale ten wyjazd, wiesz... A więc, to jest Mateusz, mój chłopak. Jesteśmy ze sobą od trzech tygodni - ciągnęła uradowana. Podeszła do mnie bliżej, szepcząc - mówię Ci, niezłe z niego ciacho. Niedawno się przeprowadził, a już jest mój.

      Nagle oczy Niki pokryła mgła, jakby zatrzymała na chwilę czas. Nie mogła zrozumieć, co się stało, gdy nagle otworzyła oczy skierowane prosto w niebo. Strasznie bolała ją głowa, jak się okazało, leżała na chodniku.
- Ekhem, już ok, wstawaj.
Nie dowierzała własnym uszom. Uniosła głowę, by sprawdzić, czy jakaś silna, męska dłoń nie jest wyciągnięta właśnie w jej kierunku. Nie myliła się. Nie dotykając nawet jego ręki wstała o własnych siłach, kiepsko się uśmiechnęła, powiedziała `nie, dziękuję` i odwracając się przekreśliła go grubą, czarną kreską.


czwartek, 10 lutego 2011

Wybaczam

Wybaczam

Wbiegła do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Dopiero wtedy z jej oczu pociekły na policzki słone łzy. Obiecała mu, że już nigdy nie będzie płakała, a to przez niego nie mogła się powstrzymać. Usiadła na łóżku analizując wszystko. Przecież to miał być związek do końca życia, przecież miał trwać. Dlaczego znów się kłócą? Położyła się przyciskając twarz do poduszki. Robiła tak zawsze, odkąd była małą dziewczynką. W jej głowie myśli tworzyły haos. Nie wiedziała co się dzieje w okół niej. Przeniosła się kilkanaście minut wstecz. 
Siedziała przy stole zajadając płatki z mlekiem, gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Mama brała właśnie kąpiel, więc z poczuciem obowiązku przeczesała palcami włosy, poprawiła koszulkę i skierowała sie w stronę drzwi gotowa otworzyć listonoszowi lub jakiemuś innemu człowiekowi, który był jej obojętny. Gdy otworzyła drzwi kolana zmiękły jej momentalnie, a na twarzy pojawił się tak obcy jej od niedawna uśmiech. Stał tam radosny ze łzami w oczach, w dłoniach natomiast trzymał wielkiego misia, a miś trzymał serce z napisem `I will always love you` i kopertę. Rzuciła mu się na ramiona wyszeptując mu do ucha przez łzy: 
- Wróciłeś, wróciłeś. Nie wierzę. Już myślałam, że nigdy nie wrócisz. Draniu, jak mogłeś zostawić mnie samą. Jak mogłeś pozwolić mi czekać. Sukinsynu, kocham Cię, dlaczego mnie zostawiłeś? 
Przytulił się do niej tak, że zabrakło jej już pytań, argumentów. Pragnęła trwać w tej chwili już zawsze. Znów mogła poczuć jego zapach, który jak głupia chłonęła całą sobą. W końcu zluźnił uścisk i popatrzył na nią tym wzrokiem, tym, za którym tak tęskniła. 
- Kochanie, chciałbym Cię przeprosić za to, że odszedłem nic Ci nie mówiąc. Uwierz, nie mogłem, po prostu nie byłem w stanie nic Ci powiedzieć. Tyle Ci zawdzięczam, nawet nie wiesz, jak dużo. Nauczyłaś mnie, jak kochać, pokazałaś, co jest piękne. Wiedz, że chwile spędzone z Tobą były najlepszymi, jakie mogły mi się przytrafić. Skarbie, pamiętaj, że zawsze Cię kochałem i będę kochał. - powiedział, lecz ona wyczuła w jego słowach coś, co kazało jej zboczyć z toru, wkroczyć na inną ścieżkę. 
- Co chcesz przez to powiedzieć? Zostaniesz już ze mną, tak? Już nigdy mnie nie zostawisz? - Pytała wciąż nie dowierzając w swoje podejrzenia. 
- Nie wiem jak ci to powiedzieć. - próbował się wykręcić. Spojrzał na zegarek - Już późno, kochanie, chciałem Ci powiedzieć jeszcze, że znaczysz dla mnie więcej niż ktokolwiek, myślę, że zrozumiesz. 
Stała na klatce schodowej zdziwiona bardziej, niż by właśnie w środku dnia zobaczyła deszcz spadających gwiazd. Co chciał jej przez to powiedziec? Nawet nie zdąrzyła zapytać, czy zmienił numer, czy po prostu nie odbierał od niej z powodu nieznanego dla niej. Odwróciła się do drzwi i trzymając misia w ręku wkroczyła do domu. Usiadła z powrotem w kuchni kończąc miskę z płatkami. Przyglądając się tak misiowi, który od dzisiaj miał przypominać jej o jego bezgranicznej miłości, zauważyła w końcu małą kopertę w rączkach misia. Zupełnie o niej zapomniała. Odsunęła miskę z płatkami śniadaniowymi i zabrała się do otwierania koperty, w środku której schowany był liścik pisany tak bardzo znajomym jej pismem, którym pisana była sterta listów znajdujących się w pudełku pod jej łóżkiem. Rozłożyła liścik i zaczęła czytać. 


P--------. 08 07 2010 r. 
Moja Droga ! 


Na początek proszę Cię, byś nie brała wszystkiego tak do siebie. Wiem, że popełniłem wiele błędów w swoim życiu, a tego żałował będę zawsze. Kocham Cię i będę kochał jak nikogo nigdy więcej i wiedz, że to się nigdy nie zmieni, choćbyś nawet tego chciała. Myślę, że pamiętasz naszą kłótnię przed moim wyjazdem. Tak cholernie jej teraz żałuję! Gdybym mógł cofnąć czas, nigdy by do niej nie doszło. Gdy się pogodziliśmy, nadal miałaś podejrzenia. Wściekałem się jak cholera, gdy tylko o nich wspominałaś i pewnie myślalaś, że to twoja wina, że to przez te twoje pojerzenia wyjechałem. Otóż nie, nie obwiniaj już siebie za nic. To tylko i wyłącznie moja wina i żałuję tego bardziej, niż mogłabyś sobie wyobrazić. Twoje podejrzenia nie były błędne. W pierwszy dzień naszej kłótni, od razu, gdy wyszłem z twojego domu, udałem się do znajomej knajpy. Spotkałem tam dziewczynę, swoją byłą dziewczynę. O boże, jak wstyd mi teraz o tym mówić. Powiedziała, że możemy pójść do niej. Powiedziała, że przecież nic się nie stanie. To, co tam się wydarzyło, boże, cholernie Cię przepraszam! Błagam wybacz mi! To był największy błąd mojego życia. Chciałem Ci powiedziec, chciałem wszystko wyjaśnić. Wiedziałem, że wybaczyłabyś mi, wiedziałem, bo jesteś najwspanialszą osobą, z jaką kiedykolwiek miałem kontakt. Chciałem, puki nie powiedziała mi, że jest w ciąży. Cholera, nie wierzyłem jej! Myślałem, że ubzdurała to sobie, zeby tylko zatrzymać mnie przy sobie. Poszliśmy na badania, okazało się, że miała rację. Wtedy uciekłem, uciekłem, zostawiając Ciebie z naszą miłością. Nie mogłem pogodzić się z tym, że Cię zranię. Już nie mogłem wytrzymać bez Ciebie, musiałem Cię zobaczyć, musiałem powiedzieć Ci prawdę. Przykro mi, że nie dowiadujesz się tego bezpośrednio ode mnie, ale nie byłem w stanie, wiedziałem pisząc ten list, że nie dam rady. Już się nie zobaczymy, z resztą, nie będziesz chciała widzieć takiego drania, jakim jestem. Jeszcze raz przepraszam, moja miła i proszę, wybacz mi tak bardzo tego wszystkiego żałuję, żałuję, że musiałaś cierpieć, przepraszam, wybacz. 




Nigdy Cię nie zapomnę, przepraszam 

------- 


Jeszcze przez minutę siedziała wpatrując się w jego pismo. Nie mogła uwierzyć. Na prawdę za wszystko obwiniała siebie, a on... 
Wstała otrząsając się ze wszystkiego. Przemyślała na biegu wszystko wnioskując, że zbyt mocno go kochała, by mu teraz nie wybaczyć. Włożyła list z powrotem do koperty i cisnęła miśka do kosza, do którego się ledwo zmieścił. Ocierając jeszcze łzy z oczu pobiegła do swojego pokoju. 



Last Dance

Last Dance

Pamiętam, trzymał mnie wtedy za rękę. Czułam, że wiedział. To był koniec marzeń, przecięta nożycami wypadku nić, która miała być tak łatwą drogą do celu. Pamiętam dzień przed, który był najważniejszy w moim życiu. Ja wraz z przyjaciółkami na scenie, wszyscy bliscy na widowni czekali, aż w końcu zaczniemy. Na widowni zasiadali również ludzie, którzy mogli zadecydować o naszej przyszłości. Zaczęłyśmy. Wszystko wskazywało na to, że ten taniec będzie najlepszym, jaki kiedykolwiek udało nam się pokazać. Jedna pieprzona suka zepsuła to wszystko. Jedna z figur nie wyszła tak, jak powinna. Zaczął się koszmar, którego już nie pamiętam, opowiedziała mi o nim jedna z nas. Zapalone szybko światła, wszyscy zamarli. Kałuża krwi na scenie, na której dziewczyny próbowały powstrzymać wymioty, mdlenie. Jedna, najprzytomniejsza odezwała się. 

- Po jaką cholerę podchodziłaś tak blisko sceny?! Zobacz, co się stało! 
Najwyraźniej wszystkie dziewczyny miały nadzieję, że ta, do której padło to pytanie, zaleje się łzami krzycząc, że to przypadek, że żałuję, że to nie było zamierzone. Nie, nie zrobiła tego. Uśmiechnęła się tylko, jakby chciała przekazać, że stało się tak, jak chciała. 
- Ty szmato ! - krzyknęła jedna z dziewczyn. 
Sprawczyni wypadku odwróciła się tylko pokazując im, że gdzieś ma ich i mnie, leżącą właśnie na scenie, zemdlałą. Ktoś musiał wezwać wcześniej karetkę, bo gdy się ocknęłam właśnie zabierali mnie na noszach ze sceny. Odwróciłam głowę w stronę dziewczyn, które całe zalane łzami trzymały się za ręce. 
- Kocham was. - Szepnęłam i odwróciłam głowę, by już na nie nie patrzeć. Coś jakby nóż trafił w moje serce. A co jeśli to koniec ? 
Jak się później okazało, był cały czas przy mnie. W szpitalu trzymał mnie cały dzień za rękę. 
- Kochanie, dzisiaj walentynki. Mam coś dla Ciebie. - wyszeptał wieczorem, gdy się w końcy ocknęłam, ponieważ w karetce znów zemdlałam. Byłam już po operacji, jak się potem okazało, nieudanej. Przyniósł mi różę, takie, jakich jeszcze w życiu nie dostałam. Były niebieskie, jedna obok drugiej. Jedna w pełni rozwinięta, jakby promieniała szczęściem. Druga mniej rozwinięta, lecz bardzo blisko tej większej, dzięki której rówież cieszyła się byciem. 
- To my. - powiedział. - Ty jesteś tą większą. Dokonałaś cudów. Zjednoczyłaś tyle dziewcząt, pokonałaś wszystkie przeciwności, osiągnęłaś cel, by wystąpić przed najważniejszą publicznością. Ja jestem tą mniejszą różą, dzięki tobie się rozwijam, dzięki tobie trwam. Bez Ciebie to nie ma już sensu. To, czyli moje życie. Chciałbym, żebyś wiedziała, że odkąd Cię zobaczyłem wiedziałem, że będziemy ze sobą zawsze. Zrobiłem coś, by być cały czas przy tobie i wcale tego nie żałuję. 



Już wiedziałam, że to koniec, że nadchodzi koniec. Łzy pociekły mi z oczu. Tak bardzo go kochałam. Czułam, jak powoli tracę siły. Ostatnim moim wysiłkiem wypowiedziałam słowa ` To był ostatni taniec, ty jesteś tym wiecznym, skarbie. ` i powoli zamknęłam oczy czując ciepłe promienie słońca, które właśnie wyszło po trzech tygodniach szarugi. 



Wycinek z gazety: 
Dzisiaj przeprowadziliśmy wywiad z jedną z przyjaciółek niedawno zmarłej dziewczyny i jej chłopaka, która niedawno trafiła do aresztu. To, czego się dowiedzieliśmy, jest szokujące. 
[...] 
Redakcja: Dlaczego to się stało w tym samym czasie? Dlaczego postanowił odejść razem z nią? 
Przyjacółka: Byli najwspanialszą parą, jaką znałam. Nie wiem w jaki sposób to zrobił, ale musiał kochać. Z tego co wiem przesadził z prochami. Gdy tylko zamknęła oczy on... nie mogę o tym mówić, po prostu połknął wszystkie tabletki nasenne jakie miał. Odszedł razem z nią, ona odeszła razem z nim. 
[...] 
Redakcja: To już ostatnie pytanie. Co Cię z nią łączyło? 
Przyjaciółka: Pomogła mi w życiu, pomogła mi się wybić z dna, które z każdym dniem się załamywało coraz bardziej. Przekazała mi całą swoją wiedzę, dzieliła się radością z życia. Dzięki niej mogę tutaj stać, dzięki niej mam zapewnioną przyszłość. Mówią, że przyjaźń... że to zaufanie, troska, szczerość. Jeśli to ma być przyjaźń, to ona zdecydowanie darzyła mnie i całą naszą drużynę czymś więcej, niż przyjaźnią. Jedna ją zdradziła. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego nie została oskarżona. Razem z dziewczynami nie mogłyśmy tego zostawić. Przeszłyśmy się do niej, siłą wyrwałyśmy ją z domu. Wcale się tego nie wstydzę i myślę, że żadna z dziewczyn również nie. Zaprowadziłyśmy ją do mnie. Żyletki w moim domu, to była codzienność. Dzięki mojej przyjaciółce, której nie ma tu już z nami, cholera, pozbierałam się z tego wszystkiego. Położyłyśmy tą sukę na łóżku plecami do góry. Wzięłam żyletkę i zaczęłam tworzyć to wspaniałe dzieło. Niedługo wypuszczą mnie z aresztu i oleje całą sprawę, ale ta szmata na zawsze będzie miała pamiątkę po tym co zrobiła - wielkie `LAST DANCE` wyryte na plecach, które nie boli tak na ciele, jak w duszy, kiedykolwiek tego dotknie. Nie mam nic do dodania. Do widzenia.